Úlfur– z islandzkiego oznacza wilk. Utwór zdecydowanie ma w sobie tę dystyngowaną dzikość. To jedna z moich ulubionych piosenek na wieczorne przedwiośnie. A za tym wszystkim stoi Sigur Ros.
**********
Czas zimowy uznaję za zakończony. Letni znoszę całkiem, całkiem. Wraz z nim przyszła pora na ROWER. Moja fioletowa strzała - Adelka - opuściła ciemne i okurzone ściany garażu, aby sprostać wyzwaniom miejskiej przestrzeni. Żoliborskie i ochockie ścieżki rowerowe zasługują na pochwałę, ale centrum... istny tor przeszkód. Poranek wzbogacony o ćwiczenia fizyczne i godzinny orient w przestrzeni uważam za udany. Następnym razem nie zapomnę o rękawiczkach, aby nie przeznaczać następnej godziny na przywracanie życia w dłoniach.
Plusy z jazdy na rowerze są jasne, a jaka jest ciemna strona tego wynalazku? Brak zimowych opon oraz znaczne ograniczenia w czytaniu książek podczas podróży.
Zauważyłam, że przejawiam serdeczne przywiązanie do Adelki. Czeka już na nią nowiutki wiklinowy koszyk i biała farba do ramy.
**********
Weekend mogę określić jako serpentynowy, śrubowaty, wężowaty, wijący się i może jeszcze zygzakowaty w liczne przemyślenia i odczucia dotyczące relacji z pewną nieznośnie dziecinną osóbką. Nie byłam to ja , choć pewne cechy (szczególnie te najbardziej irytujące) gdzieś głęboko we mnie kiedyś żyły i były lustrzanym odbiciem postaw mojej matrony. Weekend się skończył - przemyślenia również - niesmak pozostaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.